poniedziałek, 4 kwietnia 2011

I po nartach

Było miło i sympatycznie, rodzinnie i towarzysko, biało (na górze) i zielono (w dolinie) czyli tak jak na marcowych nartach być powinno. Zadowoleni są wszyscy poczynając od dziadka, a na wnukach kończąc (i tych dorosłych i tych przedszkolnych).
Jedyny mankament to nietrafiona szkółka narciarska dla najmłodszej latorośli, ale mamy już namiary na inną, z polskim instruktorami, widzianymi w trakcie udanych zajęć z dziećmi na stoku.
Plan dnia ustał się drugiego dnia i w skrócie obejmował:
śniadanie>narty z przerwą wg potrzeb>basen (z sauną dla chętnych)>obiadokolację> zajęcia świetlicowe, na których królowała gra strategiczna Carcassonne.
Najmłodszy uczestnik wypadał z rozkładu zajęć przed ostatnim punktem - zasypiał w 15-30 sekund.
Podróż nie była zbyt uciążliwa - zajęła nam około 12 godzin w jedną stronę, ale podzielone na 2 dni.
Oczywiście wykorzystałam ten czas robótkowo i wykonałam kolejny ... top leaf.
Tym razem z Salsy - bardzo przyjemna mieszanka bawełny i akrylu, całkiem wydajna. Na dość długi top w rozmiarze M zużyłam 5,5 motka czyli około 27 dkg, druty 4,5.

5 komentarzy:

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.