czwartek, 25 lipca 2013

Z Afryki (cz.X - koci suplement)

Koty są w Maroku bardzo popularne - zawsze znajduje się dla nich pożywienie i nikt ich nie przegania.
Wynika to podobno z opowieści z życia proroka islamu, Mahometa. 
Na skraju szaty Mahometa kotka powiła kociaki.
Mahomet chciał odejść, ale nie chciał przeganiać kotów.
Żeby kocia rodzina mogła dalej cieszyć się spokojem odciął kawałek swojej szaty i zostawił ją kotom.
Kot pod stołem w Essaouirze.
Kot na placu w dzielnicy żydowskiej Essouiry.
Kot przed meczetem w Casablance - ubarwiony jak kot, który mieszkał kiedyś z nami.
Kociak w ruinach w Rabacie.
Kot w grobowcach w Rabacie
Rudzielec w kazbie Oudaja w Rabacie.

Kot przed pałacem Bahia w Marrakeshu.
***
To już naprawdę wszystko. Następne opowieści z inne strony świata.

sobota, 20 lipca 2013

Pamiątki z/do Norwegii

I znów ruszamy na wakacje, i znów do Skandynawii. A tam przecież drogo, ale pamiątki muszą być. Więc zeszłorocznym zwyczajem pamiątki gotowe przed wyjazdem.
Skoro ruszamy na północ to możemy zmarznąć, nawet w lipcu. Mogłoby tez zmarznąć wino, które ze sobą zabieramy. Ale nie zmarznie, bo przygotowałam specjalne swetry na butelki.
Pomysł miałam od dawna, ale ciągle nie mogłam znaleźć odpowiedniej włóczki. W końcu trafiłam w Interfoxie na wyprzedaż włóczki Sherpa (70% akryl, 30 % wełna; motek 100g/120 metrów). Z jednego motka granatu i połowy motka czerwieni zrobiłam 3 sweterki. Projekt własny na motywach norweskich - rozrysowany na kartce w kratkę, niewielkie różnice w poszczególnych egzemplarzach. Wszystkie swetereki robione od dołu, na 36 oczkach, na okrągło - druty 5,5 mm.
W cieplejszym klimacie sweterki będą chronić schłodzone butelki przed przegrzaniem.

piątek, 19 lipca 2013

Z Afryki (cz. IX - Marrakesh)

Marrakesh - podobno najbardziej afrykańskie miasto Maroka, bardziej upalne i w zupełnie innym nastroju niż wszystkie poprzednie, zauważalnie mniej europejskie.
Wieczorna wizyta na sławnym placu - Jamma El Fna. 
Zdjęcia robione dyskretnie, bo nie wszyscy sobie tego życzą, a z kolei inni żądają niebotycznych opłat.
Można tu spotkać nosiwodów - nie należy pić noszonej przez nich wody, bo najczęściej jest pobierana w miejskich fontannach lub innych mało higienicznych miejscach.
Tańczące kobry, węże zakładane na szyje do zdjęcia, małpki na smyczy, jaszczurki przywiązane za nogę to lokalne atrakcje.
Kawiarenki na dachach domów otaczających plac - można z nich obserwować życie na placu bez korzystania z lokalnych, nieco uciążliwych, atrakcji.
Handel toczy się wszędzie - na placu i w otaczających go uliczkach rozlokowanych jest mnóstwo stoisk.
Oliwki w wielkim wyborze, kiszone cytryny i pikle - takich stoisk jest cała uliczka. Zdjęcie tylko jedno bo sprzedawcy nie byli chętni robieniu zdjęć.
Najpopularniejszy w Marrakeshu środek transportu - skuter albo motor - trzeba uważać jeszcze bardziej niż na osły i muły w Fezie.
Koronkowe wykończenia wrót prowadzących na zadaszone targowisko - choć zniszczone to w zachodzącym słońcu mają wiele uroku.
W bardziej ruchliwych miejscach wieczorem było sporo ludzi, ale nie nie było bardzo tłoczno.
Zajrzeliśmy też na dworzec kolejowy - zupełnie nowoczesny, ale wspaniale nawiązujący do tradycyjnych form marokańskiej architektury.
Dach wsparty na kolumnach przypominających wysmukłe palmy, które w Marrakeshu spotyka się na każdym kroku.
Nad tablicą z rozkładem jazdy portret króla Mohammeda VI. W nocy pociągi nie kursują - wyjścia na perony są zamknięte i pilnowane przez strażników. Marrakesh jest najbardziej wysuniętym na południe dworcem kolejowym w Maroku. Dalej można podróżować już tylko autobusami i samochodami.
I jeszcze trochę koronkowych detali, zdobiących główne wejście na dworzec - tym razem widzianych z głównej sali dworcowej.
W Marrakeshu zatrzymaliśmy się hotelu składającym się z kilku budynków oddzielonych patiami.
A z okna mieliśmy widok na hotelowy basen - czynny w takich godzinach, że niestety nie mieliśmy okazji skorzystać.
Meczet Koutoubija - wzór wszystkich marokańskich meczetów. Na widocznym na szczycie minaretu drewnianym ramieniu wywieszana jest flaga informująca niesłyszących muzułmanów o zbliżającej się godzinie modlitwy.
Obok meczetu znajdują się pozostałości wcześniejszego meczetu, który został zburzony zaraz po zbudowaniu, bo został źle zorientowany względem stron świata.
Dziedziniec, na którym znajdują się grobowce Saadytów. Dynastia ta była znienawidzona przez Mulaja Ismaila (rzeźnika marokańskiego) - jednak nawet on nie odważył się zniszczyć grobowców, a jedynie zamurował przejście prowadzące na dziedziniec.
Grobowce zostały odkryte w czasach protektoratu francuskiego, w czasie przelotu nad Marrakeshem. Nad dziedzińcu znajdują się groby służby.
Wystający ponad poziom mozaiki kamień świadczy o znaczeniu pochowanej tu osoby.
Mauzolea kobiet i dzieci oraz sułtanów są oddzielone. Tu ozdobny sufit z mauzoleum sułtanów.
Mozaika nagrobna z mauzoleum kobiet i dzieci.
Sklep mięsny na terenie medyny - teraz zadziwia, ale przecież pamiętam jak u nas też mięso wisiało na hakach (a potem były tylko puste haki).
U uliczny handlarzy można kupić wszystko - tu świeże zioła i przyprawy. Ziołą są nie tylko używane jako przyprawy, ale także  wieszane pod sufitem dla odstraszania robactwa.
Kolory Marrakeshu - w tym regionie ziemia jest czerwonawa, dlatego stare budynki były w takich kolorach. A teraz obowiązuje urzędowy nakaz malowania wszystkich budynków na kolory ziemi. 
Gipsowe stiuki, zdobiące wejście do budynku, malowane na kolory ziemi, dodatkowo z szafirowymi akcentami.
Dziedziniec XIX- wiecznego pałacu Bahia - mieszkał tu wezyr z 4 żonami oraz haremem. Pałac nie był ogrzewany, choć zimą w Marrakeshu bywa tylko kilka stopni powyżej zera i mocno wieje.
Francuzi zbudowali w niektórych salach kominki - powyżej kominek wbudowany w ścianę biblioteki.
Wszystkie pomieszczenia pałacu są wspaniale zdobione - rzeźbione cedrowe sufity i gipsowe stiuki.
Na ścianach pasy gipsowych zdobień dodatkowo malowanych - ten motyw bardzo mi się spodobał, również kolorystycznie.
Jeszcze bardziej koronkowe i kolorowe zdobienia.
Nawet w przejściach pomiędzy pomieszczeniami umieszczono wielobarwne mozaiki.
Malowany cedrowy sufit w sypialni pierwszej żony wezyra.
Tkaniny i narzuty na ulicznym straganie - przyciągają wzrok mocnymi kolorami.

Lokalne centrum transportowo-budowlane. Na dolnym zdjęciu nalewana jest herbata - tradycyjna marokańska herbata jest zielona z dodatkiem mięty, najlepiej świeżej. Słodzona bez umiaru, w trakcie parzenia w metalowym czajniczku. Pije się ją z niewielkich szklaneczek, do których wkłada się często gałązkę mięty.
Słomiane maty osłaniają od słońca uliczki lokalnego souku.
Maleńkie warsztaty rzemieślnicze - mieszczące tylko warsztat pracy, stale otwarte na ulicę.
Warsztat rowerowy - rowerów jest sporo, ale mniej niż się spodziewałam.
Kolorowe wejście prowadzące do ... - niestety napis nad drzwiami nic mi nie wyjaśnia.
Wejście do lokalnego hammamu czyli łaźni - na tabliczce przy wejściu opisano godziny wstępu oddzielnie dla kobiet (rano) i dla mężczyzn (po południu i wieczorem).
Szkoła koraniczna z internatem dla około 900 uczniów. Oglądaliśmy uczniowskie cele, każda na 5-6 uczniów - klitki z miejscem tylko do spania, ale całość imponująca.
Dziedziniec, z basenem chłodzącym cały obiekt, wykończony bardzo ozdobnie.
Mozaiki - podobne do wcześniejszych, ale różniące się motywami i kolorystyką.
Poszczególne płytki były przycinane w czasie układania mozaiki, dlatego różnią się wielkością i kształtem.
Ozdobne motywy na filarach - pewnie napisy, ale któż to wie.
Świetlik dachowy w części budynku, gdzie mieściły się uczniowskie cele.
Oświetlenie - znakomicie harmonizujące ze zdobieniami ścian i sufitów.
Ozdobne motywy na ścianach na parterze budynku.
Kolorowe stragany - tu  z suszonymi ziołami i innymi specjałami.
Stoisko ze słodyczami - sprzedaje mężczyzna i próbują sami mężczyźni - Marrakesh jest bardziej tradycyjny niż inne odzwiedzane miasta. Kobiet na ulicach mniej i raczej w grupach albo z mężczyznami.
Wyroby z drewna tujowego intarsjowane innymi rodzajami drewna.
Marabut czyli grobowiec zasłużonego w marrakeskiej medinie.
Tu nazwa placu, ale w podobny sposób są też opisane ulice - mozaika jest dobra w każdym miejscu.
Berberyjska zielarnia - tu zaopatrzyliśmy się w marokańskie przyprawy, kosmetyki i ziołowe specyfiki. Nie miałam odwagi kupować ziół na straganach i odradzano mi to, bo przyprawy są często zwietrzałe. W zielarni wszystko było zapakowane i naprawdę świeże.
I jeszcze krajobrazy z okolic Marrakeshu.
Ta ziemia ma niepowtarzalny koloryt i podoba mi się, że w Marrakeshu starają się go zachować.
W tle góry Atlasu Wysokiego i Średniego - najwyższy szczyt Maroka ma ponad 4000 mnpm.
Rośnie tu jak widać niewiele, czasami można spotkać pasterzy z kozami, ale chyba nawet dla kóz jest tu niewiele pożywienia.
I typowa osada z tego regionu - niskie domy o zupełnie płaskich dachach, zbudowane na planie kwadratu lub prostokąta z zamkniętym dziedzińcem po środku. Okna są bardzo niewielkie aby chronić wnętrze przed upałem.
I jeszcze obrazek z autostrady (płatnej) - ciężarówka wyładowana ponad miarę, w zasadzie nie spotyka się innych.
***
To było 8 dób od wylotu z Polski do przylotu, ale wrażeń jak z kilkutygodniowego wyjazdu. Nie żałuję, że pojechaliśmy na zorganizowany objazd bo bardzo trudno byłoby zobaczyć samodzielnie tak wiele w tak krótkim czasie. Wiem na pewno, że chciałabym wrócić do Maroka i zobaczyć rejony południowe, w okolicach Sahary, bardziej tradycyjne niż odwiedzane w czasie tej podróży.