Najpierw nie całkiem w temacie - tegoroczne lato jest dla mnie tak śpiące i nużące, że brak mi czasu na wszystko - również na dzierganie i pisanie. Bardzo się staram zdążyć z afrykańskimi wpisami zanim pod koniec lipca wyruszę na północ, a więc do rzeczy.
Rabat, przez wieki ważny ośrodek piractwa, od 1912 roku jest administracyjną stolicą Maroka - najpierw jako kolonii francuskiej, a od 1956 roku niepodległego państwa. Tutaj znajduje się dzielnica królewska - na zdjęciu powyżej. Jednak obecny król nie przebywa tu zbyt często - jego żona pochodzi z Fezu i tam para królewska spędza większość czasu.
My podziwialiśmy piękną bramę wjazdową, bo do pałacu - poza częścią oficjalną, z salą tronową, gdzie są przyjmowani goście - wstęp ma tylko rodzina królewska i służba.
Na placu znajdowały się klimatyzatory, ale sprytnie obsadzone roślinnością, tak, że nie psuły widoku. Taka dbałość o estetyke dotyczy niestety tylko miejsc reprezentacyjnych.
W Maroku są prowadzone różne inwestycje drogowe - nie do końca jestem przekonana, że wszystkie drogi na tym pustym polu są potrzebne.
To XIV-wieczna nekropolia Merynidów - Szella. Tu po raz pierwszy spotkaliśmy w Maroku bociany - jeden ma gniazdo na szczycie starego minaretu.
A to ruiny bazyliki na terenie tej nekropolii.
Przed mauzoleum Mohameda V (dziadka obecnego króla) zawsze trzymają straż jeźdźcy na koniach. Z powodu upałów jest to męczące zajęcie i dlatego zmieniają się co 2 godziny.
Budynek mauzoleum jest okazały i jednocześnie delikatny, łuki robią wrażenie koronkowych. Poza Mohamedem V, dla którego zostało zbudowane, spoczywa tu także jego syn, Hassan II.
Nagrobki znajdują się poniżej poziomu podłogi - najważniejszy (Mohameda V) jest najwyższy i znajduje się na środku. Całość została zaprojektowana przez wietnamskiego architekta i jest zlokalizowana w bezpośrednim sąsiedztwie ruin XII-wiecznego meczetu Hassan.
Miał to być największy meczet na świecie, niestety nigdy nie został dokończony. Pierwotnie z braku funduszy, a XVIII wieku niedokończoną świątynię zniszczyło trzęsienie ziemi. Dziś można podziwiać liczne kolumny (chyba ponad 300) oraz wieżę o wysokości 40 metrów.
Rabat jest położony nad Oceanem Atlantyckim, w ujściu rzeki Wadi Bu Raghragh. Na zdjęciu widok na rzekę z kasby Oudaja - dawnej twierdzy, a obecnie urokliwej dzielnicy artystycznej.
Przed murami kasby liczne palmy, a sama kasba jest otoczona murami obronnymi, za którymi można poruszać się po wąski uliczkach tylko pieszo.
Koloryt kasby też jest niecodzienny - króluje biel i błękit, a niemal każde drzwi są wyjątkowe.
Z Rabatu pojechaliśmy do Meknes, założonego przez Mulaja Ismaila, zwanego też rzeźnikiem marokańskim - jego rządy były wyjątkowo przerażające i krwawe.
Meknes, nie bez powodu jest nazywane miastem pięknych bram - tu Bab el-Khemis.
Przez bramę prowadzi ważna arteria komunikacyjna i trudno o dobry moment na zdjęcia. Mnie ujęło, że jest oddzielna brama nad chodnikiem.
A to następna piękna brama Bab el-Mansour - ulica biegnie tu wzdłuż murów.
Sułtan Mulaj Ismail na początku XVIII wieku przeniósł stolicę państwa do Meknes i zbudował tu ogromne spichlerze, izolowane przed gorącem przez grube mury i trzcinowe sufity. Wypełnione zbożem po sufit - zboże wsypywano od góry przez niewielkie otwory - mogły zapewnić miastu aprowizację na 3 lata.
Tuż obok znajdowały się stajnie, z miejscem na 12.000 koni - faktycznie znajdowało się tu jednocześnie najwyżej 800 rumaków. Stajnie były tak zaprojektowane, żeby wartownik pilnujący koni, spacerując głównym przejściem widział przez ukośnie ustawione łuki również konie stojące daleko .
W Meknes znów spotkaliśmy bociany - to chyba te "leniuchy", którym nie chce się lecieć aż do Europy.
Mauzoleum Mulaja Ismaila - wspaniałe mozaiki na murach i wyjątkowej urody zdobienia nad bramą - poniżej detal z tych zdobień.
Wnętrze jest bogate w mozaiki - podobno bardzo cenione przez Marokańczyków, również dziś.
Motywy, niezależnie od miejsca są podobne, ale za każdym razem inne. Różnią się kolorami i kształtem użytych płytek, a także rysunkiem całości. Ceramika na ścianach przyjemnie chłodzi nawet w ciepłe dni (upały na szczęście nas ominęły).
I jeszcze ozdobne drzwi z miasta pięknych bram - na wewnętrzym dziedzińcu mauzoleum.
Z przyjemnością pobyłam z Tobą w Afryce,ogromnie podobał mi sie ten wspaniały meczet w Casablance,zresztą wszystko inne też:))Dzięki:))
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że architektura muzułmańska robi wrażenie. Zazdroszczę takiej wyprawy:-)
OdpowiedzUsuńFajna fotorelacja! Podziwiam te mozaiki:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKolejna porcja podróży z przewodnikiem, za którą bardzo dziekuję
OdpowiedzUsuńPiękna wyprawa :-) Fotoreportaż fantastyczny :-) Aż chciałoby się tam być :-)
OdpowiedzUsuńDopiero dziś przeczytałam z zapartym tchem Twoją relację. Rozmarzyłam się. Szkoda, że Maghreb ogarnęła rewolucja i nie jeździ się tam już z taką beztroską jak kiedyś. Do Maroka chętnie jeszcze kiedyś wrócę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.