Z Fezu ruszyliśmy w góry Atlasu Średniego - najpierw widzieliśmy tylko niepozorne pagórki, ale droga cały czas prowadziła w górę.
Wyżej było wilgotno, mglisto i bardzo chłodno - tylko +7oC, bo wspięliśmy się na 1700 mnpm.
Ifrane to całoroczny kurort, chętnie odwiedzany nie tylko przez mieszkańców upalnego i dusznego Fezu. Znajduje się tutaj jedna z najlepszych prywatnych wyższych uczelni w Maroku, a w położonych jeszcze wyżej miejscowościach można zimą jeździć na nartach.
Budynek lokalnej poczty - ze spadzistym dachem, krytym dachówką.
Właśnie lokalne budownictwo oraz wyjątkowa czystość Ifrane są źródłem tytułowego skojarzenia ze Szwajcarią i Alpami.
Położony w sąsiedztwie Ifrane kompleks wypoczynkowy, wybudowany przez Emiraty Arabskie,
z dzbanem przy wejściu.
Dalej obrazki z całodziennej trasy przejazdu do Marrakeshu. Ukoronowane (nie wiem dlaczego) skałki przy drodze - na pierwszy rzut oka takie większe kamienie, ale zwróćcie uwagę na ludzi u podnóża.
Żyzne pola i malownicze góry - wcale nie widać, że to Afryka.
Na prowincji też królują mercedesy - chociaż wyłącznie starsze modele.
Nadal popularne są tradycyjne, berberyjskie jeepy czyli osły. Podróżuje się na nich nader często, bo choć są powolne to w trudnych warunkach bardzo skuteczne.
Zabudowania przy drodze - niby podobne konstrukcyjnie, ale bryły zupełnie inne niż u nas.
I znów transport - samochód po lewej jest pełen ludzi -cóż to jednak Afryka.
A barany przewożone są dwupoziomowymi ciężarówkami - jak na zdjęciu lub w klatkach na dachach busów - wygląda to zaskakująco i niezbyt bezpiecznie.
Gotowe tadżiny w przydrożnej restauracji - każdy tadżin jest oddzielnie pieczony, na podstawce wypełnionej węglem drzewnym. Pieczenie trwa około 40 minut - na spodzie mięso, a na nim miks warzyw. W porze obiadowej tadżiny czekają już upieczone na klientów.
A obok sklep mięsny - kolendra odstrasza owady bardzo skutecznie, w pobliżu nie było wcale much.
I znów krajobraz jak śródziemnomorski - na pierwszym planie zielonosrebrne drzewa oliwne, w oddali góry Atlasu Średniego. A Marrakesh coraz bliżej.
Lew jest cudny i ten dzbaaaaaaan przed wejściem i sposób z kolendrą do wypróbowania:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Ciekawe te obiadki:)
OdpowiedzUsuń