niedziela, 1 maja 2011

Remanenty

Bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia - szczerze mnie wzruszyły.

Wielkanoc minęła ani się zdążyłam obejrzeć i już maj. A ja nie zdążyłam się kilkoma sprawami podzielić więc nadrabiam.

„Turandot” w Teatrze Wielkim – byłam w przedświąteczny czwartek. Wszystko się sprzysięgło przeciwko temu wyjściu, ale ostatecznie dotarliśmy do teatru z odpowiednimi biletami i o czasie (przez pomyłkę wzięłam niewłaściwe bilety, ale dzięki ludziom dobrej woli udało się dowieźć te właściwe na czas). Przedstawienie zapierające dech w piersiach – zupełnie współczesna inscenizacja, momentami brawurowa, zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu. Dla mnie wspaniała i pokazująca prawdziwą siłę opery, również dziś, w epoce multimediów.

Święta wyjątkowo udane – rodzinna niedziela i poniedziałek spędzony z przyjaciółmi pozwoliły mi naprawdę złapać oddech. Przy okazji przekonałam się do luzowania drobiu – trzeba trochę wysiłku, ale w kuchennym zaciszu, a potem na stole sama przyjemność – krojenie nożem bez żadnych ograniczeń zarówno na półmisku jak i na talerzu. Tym razem były to kaczki – wyluzowałam je tydzień wcześniej, natarłam czosnkiem, posoliłam i zamroziłam. W przeddzień obiadu wyjęłam z zamrażalnika, a następnego dnia nadziałam farszem z cieciorki (moje dzieci nie lubią tradycyjnego, polskiego farszu) i wsadziłam do pieca w woreczkach do pieczenia. Te woreczki albo rękaw do pieczenia to rewelacja – kaczka była soczysta, a skórkę miała chrupiącą, bez żadnego podlewania, smarowania itp.

Weekend majowy – tym razem zdałam się na los tzn. starsze dzieci zgłaszały swoje plany wyjazdowe i ostatecznie ja zostałam w domu z najmłodszą latoroślą (mąż spędza weekend jako opiekun harcerskiego biwaku średniego syna. Można powiedzieć, że nawet jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy patrząc za okno (dziś przekropnie) i na termometr (poniżej 10 stopni). Prowadzę życie gospodyni domowej:
nadrabiam pranie i prasowanie - 11 męskich koszul w godzinę
zaspokajam zachcianki dziecka – ciasteczka czekoladowe na zamówienie
A przy okazji znalazłam zapomnianego, ostatniego mazurka ( na szczęście to ciasto do dłuższego przechowywania) - nazwanego przeze mnie „najbrzydszym mazurkiem świata, ale bardzo pysznym” - to ten na pierwszym planie.

Resztę czasu wykorzystuję robotkowo, bo zbiegło się kilka projektów (6) - podjęłam kilka zobowiązań plus własne pomysły (też terminowe).
Białe bolerko już gotowe, ale w blokowaniu stąd marna jakość zdjęcia. Włóczka Salsa, druty nr 4,5 rozmiar S, na bazie projektu Dropsa, po adaptacji. Włóczkę szczerze polecam -  jest bardzo miękka w dotyku, a dzianina naprawdę mięsista.
Wiosna na start – bluzka robiona od góry,z każdą chwilą bardziej zaawansowana . Włóczka to Allino - mieszanka lnu i bawełny, wrażenie 100% naturalności w dotyku, zupełnie matowa i pachnąca naturą, druty 3,25.

4 komentarze:

  1. To zielone coś wygląda niesamowicie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Artesanko, zapowiada się ślicznie, wiosennie ta bluzeczka :)
    Czy byłabyś w stanie opisać jak dobierać oczka, żeby wychodził taki okrągły karczek??? Zamierzam zrobić z jedną taką albo i nawet dwie, i nie bardzo wiem jak się za nie zabrać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie weekendy kiedy nic nas nie goni, gdy możemy sprawić przyjemność dzieciom i sobie przy okazji też:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. OOO to zielone jest fajne, juz nie mogę się doczekać efektu końcowego

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.