Pogoda nad Atlantykiem zaskoczyła nas pozytywnie - od samego rana świeciło słońce, co jest tutaj rzadkością. Zazwyczaj wypogadza się po godzinie 12. Zatrzymaliśmy się w pięknym miejscu nad samym morzem, ale tylko na zdjęcia.
Na szczęście droga też była bardzo malownicza, a zmierzaliśmy do ciekawego miasteczka.
Essaouira (As-Sawira, w czasach portugalskich Mogador) to pierwsze z urokliwych, marokańskich miasteczek, które odwiedziliśmy.
Do miasta, od strony portu, prowadzi zabytkowa brama.
W tympanonie umieszczono symbole 3 religii monoteistycznych:
muszlę Św. Jakuba,
półksiężyce i
gwiazdy Dawida. To częsty w Maroku przykład szacunku dla innych religii.
Miasto zostało założone na początku XVIw., przez Portugalczyków, jako twierdza.
Opanowując atlantyckie wybrzeże Afryki Portugalczycy zdobywali dostęp do wnętrza tego kontynentu. Transportowali różne towary z głębi lądu do portów atlantyckich, a następnie droga morską do Europy.Miasto zostało założone na początku XVIw., przez Portugalczyków, jako twierdza.
Później miasto przejęli Francuzi i stworzyli plan zagospodarowania miasta - stąd dzisiejsza nazwa Essaouira czyli dobrze narysowana.
Dziś to portowe miasto, z zabytkową mediną, wpisaną na listę światowego dziedzictwa Unesco. Kolorem miasta jest niebieski i nawet Coca-cola musiała się do tego dostosować - markizy z logo tego napoju są w Essaouirze niebieskie.
Cały region słynie z wyrobów z drewna tujowego, a w starej części miasta sklepiki z pamiątkami zajmują parter niemal wszystkich budynków.
A tutaj stoisko z wyrabianymi na miejscu (szydełkiem) wełnianymi czapkami.
Cały region słynie z wyrobów z drewna tujowego, a w starej części miasta sklepiki z pamiątkami zajmują parter niemal wszystkich budynków.
W Essaouirze była dzielnica żydowska - łatwo to poznać po domach z balkonami. Marokańskie domy nigdy nie mają balkonów.
I jeszcze kolorowy detal z sąsiedztwa.
I marokańskie tkaniny - wyrabiane z wełny lub bawełny oraz z włókna agawy czyli sizalu. Kolorowe aż do utraty tchu, sprzedawane wszędzie.
Zauroczyły mnie i pod koniec podróży kupiłam zasłony i dwa szale, ale nie było to łatwe zadanie. W Maroku trzeba się targować i to najlepiej mając dużo czasu - wtedy można cenę znacznie obniżyć, mnie niestety brakowało czasu na prawdziwe targowanie.
Jadąc dalej na północ wzdłuż wybrzeża Atlantyku dojechaliśmy do Safi - miasta portowego i ośrodka przemysłowego. Przetwarza się tutaj fosforyty - ważny towar eksportowy, niezbędny do wyroby nawozów sztucznych. Poza tym Safi słynie z ceramiki
I ma całkiem przyjemną starą część.
Na zdjęciu poniżej widoczny na pierwszym planie biały "domek" to grobowiec zasłużonego nazywany marabutem, w tle cmentarz na zboczu pod dawną twierdzą.
Na zdjęciu poniżej widoczny na pierwszym planie biały "domek" to grobowiec zasłużonego nazywany marabutem, w tle cmentarz na zboczu pod dawną twierdzą.
Następny poranek był już typowy dla atlantyckiego wybrzeża - zupełnie zachmurzony i szarobury, ale jaskółki uwijały się jak szalone - widok na ogród, z hotelowego okna.
niesamowita przygoda! wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńCudowna podróż i fantastyczna foto-relacja:)
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć Twoje zasłony i szale:)
Pozdrawiam serdecznie.
Dziekuję za tę podróż, którą umozliwiasz swoją relacja i zdjęciami. Piekne są.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia , woda... dalej zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuń