sobota, 24 marca 2012

Kraków czyli weekend w środku tygodnia

W ostatnią środę byłam w Krakowie - cała podróż (z domu na krakowski rynek) trwała 2 godziny i 45 minut, a to 280 km. Większość trasy pokonaliśmy samolotem, korzystając z superoferty LOTu - bilet w 1 stronę (ze wszystkimi dopłatami, podatkami, opłatami itp.) kosztował 75 zł za osobę. Przelot z Warsawy trwał 35 minut - nie zdążyłam wyjąć zabranej robótki, reszta to dojazd na lotnisko (55 minut), oczekiwanie na samolot (40 minut), dojazd z lotniska (35 minut).
Kraków bardzo lubię, ale dawno nie miałam okazji tu przyjechać.
Zaczęliśmy z małżonkiem od śniadania w kafejce przy rynku - kawa w TriBeCa była znakomita (ziarno sprowadzane z Gwatemali), a rozmiar dużego latte porażający. Potem szybka wizyta w kościele Mariackim i mąż udał się załatwiać sprawy służbowe, a ja, korzytając z wolnego, w miasto.
Zaczęłam od nowego muzeum pod krakowskim rynkiem - wejście przez Sukiennice. Udostępniono bowiem turystom efekty prac archeologicznych prowadzonych na rynku. Muzeum jest prawdziwie multimedialne, wszystkie opisy dostępne w kilku językach, a ekspozycja interesująca zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci - spotkałam kilka wycieczek 9-10 latków bardzo zainteresowanych eksponatami.
Uwaga: limitowana liczba zwiedzających, kupuje się bilet na konkretną godzinę.
Pokręciłam sie trochę po rynku
zajrzałam na Floriańską,
na ulicę św. Jana.
W okolicy można zjeść
i wypić.
Z rynku, ulicą Grodzką, poszłam w stronę Wawelu - to moja tradycyjna trasa i nogi same mnie tak poprowadziły. Pogoda była dość zmienna - gdy świeciło słońce  było ciepło i przyjemnie, ale chwilami niebo chmurzyło się i wiał jeszcze zimowy wiatr.
Wykorzystując sloneczny czas obeszłam prawie całe Planty,
poniżej kilka migawek z tego spaceru.



Z Plant skręciłam w ulicę Karmelicką, bo przeczytałam o dobrze zaopatrzonej pasmanterii w tej okolicy. Trafilam do niej bez problemu - wybór włóczek spory.
Nie omieszkałam kupić sobie na pamiątkę 4 małych motków. Nie znałam wcześniej tych włóczek - Mississipii to mieszanka bawełny i akrylu, na wiosenną czapeczkę, Darling to przyjemna w dotylku mieszanka wełny merino i poliamidu, chyba na mały otulacz.
Następny wyjazd do Krakowa już zaplanowany.

4 komentarze:

  1. swietna wycieczka i ciekawe zdjecia...łupy wloczkowe niczego sobie...pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  2. O bardzo przyjemna wycieczka. Przypomniałaś mi stare kąty. A pasmanterię na Karmelickiej tez bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w moim miescie.Owszem Krakow jest piekny,ale lepiej go ogladac niz w nim mieszkac.
      Ja tam wole Twoje strony.
      Ewa

      Usuń
  3. Ech - jak ja tęsknię za tym miastem, ileż tęsknoty nostalgicznej "wydzieliło się" na skutek dobrze znanych i bliskich sercu miejsc oglądanych na Twoich fotkach...
    Ech.
    Może kiedyś.
    Może... może niedługo - jak serce tęsknoty nie wytrzyma...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.