piątek, 13 stycznia 2012

Toskania (2) _ Scarlino


Na zdjęciu hotelik w Scarlino - Toskania (wybrzeże etruskie).
U mnie za oknem niezmiennie szaro albo buro - jak kto woli, wieje niemiłosiernie i co jakiś czas pada. Udało mi się wcelować ze spacerem w lepszy moment i zobaczyłam, że nie tylko mój synek mocno wierzy w rychłe nadejście wiosny, ale także leszczyna szykuje się już do wiosny - zacznie pylić lada moment.
Skończyłam dwustronny kocyk dla niemowlaka, ale z pokazaniem wstrzymuje mnie brak jaśniejszej chwili na fotki.
Zapraszam więc po raz kolejny do Toskanii - pełnej słońca i nieodpartego uroku.
Przedstawiam Wam Scarlino - maleńkie miasteczko, przyklejone do skalistego wzgórza.
Nie wspominają o nim przedwodniki, bo nie ma tu światowej klasy zabytków. Jest za to cisza i spokój - nawet w sierpniu - gdy w Sienie czy Pizie kłębią się tłumy.
Scarlino (prowincja Grosseto) jest położone 20 km od Piombino (połaczenie promowe z Elbą) i około 8 km od morza - bardzo ładne piaszczyste plaże. W tym roku odwiedziliśmy Scarlino po południu, po porannym plażowaniu.
Czas potrzebny na nieśpieszny spacer (i krótką wizytę na placu zabaw) to około 2 godzin.
Na zdjęciu powyżej maleńki kościółek -  dzwonnica XIV wiek, reszta dużo nowsza.
Nie ma tu samochodów - uliczki są zbyt wąskie i zbyt strome. Droga biegnie nieco poniżej Scarlino.
Za to bez trudu można spotkać wygrzewające się na bruku koty. Są znacznie chudsze niż nasze dachowce, ale bardzo przyjazne - pozowały bez chwili wahania.
Z miasteczka roztaczają się piękne widoki - powyżej na południowy zachód czyli w głąb lądu. Na pierwszym planie widać płaskie tereny rolnicze, a dalej wzgórza, na których leży Massa Marittima.
Tu widok w kierunku morza - na horyzoncie majaczy zarys Elby. Pierwszy raz w Toskanii byłam 3 km od Scarlino - mieszkaliśmy na jednym z widocznych tu wzgórz i podobny widok rozciągał się z basenu.
Typowe toskańskie zabudowania -  w jednym zakrętów drogi prowadzącej do Scarlino. I jeszcze wszechobecna zieleń - w maju soczysta i w bardzo wielu odcieniach prezentuje się ciekawiej niż w sierpniu, kiedy trawa żółknie, a krzewy i drzewa mają się dobrze, tylko jeśli są nawadniane.
Z miasteczka można się przespacerować do ruin położonego nieco wyżej zamku.
W XV wieku miał znaczenie startegiczne. Położenie rzeczywiście wymarzone - widok na okolicę - ponad 180 stopni, a za plecami dość trudne do sforsowania skaliste wzgórza.
I jeszcze przyroda - piękna i bujna.
Jedna z nielicznych wad majowego wyjazdu - figi można podziwać tylko na drzewach. Nie ma świeżych owoców, jakimi zajadaliśmy się w sierpniu.
Żywopłot pełni tutaj wiele funkcji - poza wydzieleniem drogi, jest solidnym zapasem przypraw. Na pierwszym planie rozmaryn, w głębi, po drugiej stronie drogi liść laurowy.
Widząc takie krzewy rozmarynu rozumiem prostotę i dostępność przepisu, w którym pstrągi piecze się na gałązkach rozmarynu.
I jeszcze uwaga praktyczna o świeżych liściach laurowych - ich aromat jest znacznie mocniejszy niż suszonych liści laurowych.
Nie wiedząc o tym za pierwszym razem ugotowałam zupę jarzynową o smaku laurowym.
* * *
A na koniec muzycznie. Wczoraj byłam w Filharmoni Narodowej na koncercie Orkiesty Starussowskiej Obligato. Bardzo udany wieczór - repertuar łatwy i przyjemny, a wykonania bardzo dobre. Najbardziej cieszyła mnie radość z jaką cała orkiestra grała, a soliści śpiewali. Wspaniały nastrój udzielił sie publiczności, a na bis usłyszeliśmy wiązankę motywów z filmu "Piraci z Karaibów" oraz marsza Radetzkiego.

2 komentarze:

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.