poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Norwegia (cz. II - znane drogi widokowe)

Wschód słońca, a dokładniej wychynięcie słońca zza góry też było piękne i o ludzkiej godzinie - około 7.15, a nie jak astronomiczny wschód - przed 5 rano. W cieniu było chłodnawo, ale słońce bardzo szybko wygrzało nas i okolicę. 
Kemping był cudownie położony - fiord zapraszał do dłuższego pobytu, ale mieliśmy tyle do obejrzenia, na trasie przewidzianej na ten dzień. 
Na tym kempingu zaplecze sanitarne było urocze - w widocznych na zdjęciu domkach trolli, a wysoko, pod samymi szczytami płaty śniegu. Śnieg na widoku zadziwiał mnie, aż do końca wyjazdu.
Norwegia znana jest z tras widokowych - jedne z najsłynniejszych to oddana, do użytku w 2005 roku, Droga Atlantycka oraz, prawie 70 lat starsza, Droga Trolli - w języku norweskim nazwana drabiną trolli (oddana do użytku w 1936 roku).  A na zdjęciu powyżej widoczek z takiej ot zwykłej drogi.
Po drodze wstąpiliśmy do Kristiansund - niedużego miasta, żyjącego z morza. Przy nabrzeżu cumował Ocean Pride, który podobno może przewozić inne statki.
A to młoda mewa na trawniku, w centrum miasta - wyglądała jak wyrzeźbiona i wcale się nas nie bała. Kristiansund robi sympatyczne wrażenie, ale już tylko tunel (podwodny) dzielił nas od Drogi Atlantyckiej.
Widoki tuż za tunelem ładne, ale gdzie zakręcające mosty i wiadukty, przerzucone pomiędzy wysepkami?
Po kilku kilometrach na horyzoncie widzimy zarysy mostu - a więc jest.
Ta droga naprawdę tak się wije i przegina.
A potem przeskakuje z wysepki na wysepkę.
Most jest ogromy - przejeżdżający autokar wygląda jak zabawka. Nie wiem dlaczego most jest aż tak wysoki, ale myślę, że w czasie sztormów fale bywają tu spore. Poza tym wysoki most nie utrudnia ruchu na wodzie.
I jeszcze zakrętasy, widziane zza mostu - po lewej miejsce postojowe przy punkcie widokowym. Takich miejsc jest przy Drodze Atlantyckiej kilka, ale z uwagi na duży ruch turystyczny z parkowaniem bywa kłopot.
Widoki niesamowite - maleńkie i jeszcze mniejsze wysepki,
gdzieniegdzie domy,
a można też spotkać łódź wikingów (to kopia łodzi z nieźle dymiącym silnikiem spalinowym).
I wspaniałe kolory, szczególnie morza - na płyciznach było jasne, głębiej ciemno szmaragdowe.
Dalej nie pojechaliśmy wcześniej wyznaczoną trasą, lecz trzymaliśmy się wybrzeża i drogi oznaczonej takim symbolem:
Ten znak był naszym przyjacielem do końca pobytu w Norwegii - czasem podążaliśmy za nim wąskimi i krętymi, górskimi drogami. Zawsze było pięknie i ciekawie.
Obejrzeliśmy, z okien samochodu, wyjątkowo zielone wybrzeże i fiordy w okolicach Molde.
W głębi spokojnego fiordu zatrzymaliśmy się na późny obiad, na przydrożnym parkingu.
Potem pierwsze promowanie przez fiord - załadunek błyskawiczny, przeprawa też. Tak jak czytałam w przewodniku - trzeba uważać, żeby na czas być w samochodzie.
A widoki w czasie przeprawy kuszące - chce się podziwiać i podziwiać.
Rruchoma część dziobu podnosi się zanim prom przybije do nadbrzeża - przy okazji pochlapało nam przednią szybę, co będzie widoczne na dalszych zdjęciach.
Za promem tunel - tym razem wyjątkowo krótki.
I kolejny fiord - tym razem do objechania dookoła, za to z ogromnym statkiem wycieczkowym. Czasem marzy mi się rejs takim wycieczkowcem, ale wydaje mi się, że fiordy ciekawiej wyglądają z brzegu i z góry.
I dotarliśmy do drugiego ważnego punktu programu na ten dzień - Drogi Trolli. Wspinaliśmy się z zacienionej już doliny (około godziny 19).
Droga prowadzi tu zakosami pod górę - o tej porze nie była już bardzo ruchliwa, ale i tak za na jednym zakręcie mieliśmy niespodziankę:
Ta przyczepa miała jeszcze 3 kolejne okna - nie wiem co zachęciło włascicieli do przejazdu tą trasą. Większe pojazdy raczej jej unikają.
Widok na Drogę Trolli z punktu widokowego, do którego prowadzi wygodna ścieżka z parkingu na przełęczy.
Kaskady przy ścieżce do punktu widokowego - Norwegowie nie szpecą przyrody tylko umiejętnie dodają jej uroku, wykorzystując naturalne atuty.
Po drugiej stronie przełęczy było jeszcze ciepło i słonecznie, a widok, jak to w Norwegii, dech w piersiach zapierał.
Zrobiło się późno, a do miejsca , w którym zaplanowaliśmy nocleg było prawie 70 kilometrów, przez góry i z jednym promem po drodze. Z tym promem nie poszczęściło się nam i czekaliśmy ponad godzinę. Nie mogliśmy znaleźć miejsca do rozbicia i w końcu rozbiliśmy obozowisko po 23. Na kempingu nie było już nikogo w recepcji - wisiała tylko informacja, że po 22 można rozbić namiot na dowolnie wybranym miejscu i zameldować się następnego dnia rano.
To był bardzo długi dzień i skłonił nas do zmiany planów na kolejne dni. Postanowiliśmy wykorzystać pogodę, zwolnić tempo i więcej czasu przeznaczyć na wycieczki piesze.
*****
A tutaj znajdziecie link do wszystkich wybranych przeze mnie, do tej pory, zdjęć z naszego wyjazdu. W albumie, który będzie uzupełniany wraz z kolejnymi wpisami, znajduje się również mapa z zaznaczoną lokalizacją prawie wszystkich zdjęć. Mapa naszej trasy jest dostępna tu, i będzie również aktualizowana wraz z kolejnymi odcinkami relacji.

5 komentarzy:

  1. Witam. Czytam z uśmiechem i zazdrością . Byłam tam 3 lata temu , mam syna w Kristiansund , zafundował nam piękne wycieczki w "koło komina " do dzisiaj wspominam te widoki i tą zieleń. Fiord Geiranger też będzie ?
    Czekam na dalszą relację.
    Pozdrawiam ze Szczecina
    Dana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geiranger oczywiście tak, a widoki rzeczywiście wyjątkowe.
      ...pozdrawiam...

      Usuń
    2. Artresanko!
      Cudownie czyta sie Twoja relacje z podrozy,ale jesli chcesz posmakowac podroz statkiem ogladaj na PLANETTE program "Rejs w nieznane",dzisiaj o godzinie dwudziestej czterdziesci piec.
      Pozdrawiam
      Ewa

      Usuń
  2. Takimi drogami to człowiek mógłby dojeżdżać do pracy, wtedy nie miałby powodów do denerwowania się i narzekania, ile to czasu poświęca na dojazdy. Takiej Norwegii nie widziałam. Zawsze omijałam zimne kraje :P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.