Trzeci tydzień września ma się ku końcowi, a ja dopiero zaczynam opis sierpniowych wojaży. Wyjazd na południe zaplanowaliśmy jako rekreacją w pełnym słońcu - po ewentualnych wychłodzeniach na północy Europy, w czasie lipcowego wyjazdu.
Wybraliśmy malowniczo położone Oludeniz - niewielką miejscowość wypoczynkową, szczególnie popularną wśród Brytyjczyków (lub jak mawiał pilot "wśród ludności angielskiej"). Na zdjęciu powyżej widoczna cała dolina, w które położonej jest Oludeniz.
Wszystkie hotele są tutaj niewielkie (maksymalnie 2 piętrowe) i cała zabudowa jest dość gęsta. Nasz hotel (przy owalnym basenie, położonym centralnie na zdjęciu powyżej) był tuż obok głównej ulicy - niestety nasze okna wychodziły na tę stronę, więc było dość głośno, szczególnie wieczorami, czasem aż do wczesnego ranka. W pokoju na szczęście spędzaliśmy mało czasu - był mały, ale tak podobno jest we wszystkich hotelach w Oludeniz, i niestety kiepsko sprzątany. Za to jedzenie pyszne i miła obsługa.
Oludeniz słynie z laguny - w sezonie bardzo zatłoczonej, czego nie widać na zdjęciu, bo zostało zrobione około dziewiątej, zanim plażę obsiądzie tłum. Płatna plaża na lagunie jest rzeczywiście bardzo przyjemna i ma dobre zaplecze - prysznice, przebieralnie i WC. Takie samo zaplecze ma bezpłatna plaża miejska - tu jednak bywają większe fale, bo plaża nie jest osłonięta.
Drugą chlubą Oludeniz są skoki w tandemie, na paralotniach - powyższe cztery zdjęcia zostały wykonane w czasie takiego skoku, przez Agę, i bardzo dziękuję za zgodę na ich umieszczenie na blogu.
Już pierwszego dnia przy śniadaniu towarzyszyły nam paralotnie i tak było codziennie.
Na plaży w pełnym słońcu.
Na deptaku podejścia do lądowania.
Ruch był ogromny i w zasadzie paralotniarze zajmowali cały deptak, podzielony na lądowiska poszczególnych biur organizujących skoki.
Podejścia do lądowania odbywały się bezpośrednio nad dachami i palmami.
A to wieczorny lot "równoległy" - dwie paralotnie widoczne po lewej trzymały się razem przez dłuższy czas.
Poza paralotniarstwem można w Oludeniz spróbować spadochroniarstwa za motorówką - chętnych było znacznie mniej, ale też wielu.
Na plaży miejskiej tradycyjnie ubrane Turczynki spotykaliśmy całkiem często. Ta Pani miała jako wierzchnią warstwę całkiem gruby płaszcz, a temperatura przekraczała 35 stopni w cieniu.
W czasie wycieczek statkiem widzieliśmy też takie obrazki - kobiety ubrane w specjalne kąpielowe ubrania od stóp do głów. Po kąpieli tradycyjnie ubrane Turczynki siedzą w tych mokrych i bardzo słonych ubrankach do końca dnia.
Jest też opcja kąpieli w ubraniu, takim samym jak można spotkać na ulicach.
Albo tak - starsze pokolenie na brzegu, a młodsze w wodzie.
Tak wygląda wewnętrzna część laguny. Widoczna po prawej stronie altanka to miejsce gdzie odbywają się śluby.
W naszym hotelu była grupa około 40 Brytyjczyków, którzy przybyli na ślub i wesele. Najwytrwalsi spędzili tu dwa tygodnie. Ślub i przyjęcie weselne odbyły się na szczęście na plaży - Brytyjczycy bawili się zawsze głośno i długo, nie zauważając innych gości.
Organizowanie tutaj ślubów jest chyba dość popularne bo lokalne pralnie mają w cenniku (po angielsku) pozycję "pranie sukni ślubnej" w cenie do 20 funtów.
Bardzo ciekawą ofertą są rekreacyjne rejsy wzdłuż wybrzeża - my wybraliśmy się na takie wycieczki dwukrotnie, ale z dojazdem do Fethyie, a nie bezpośrednio z Oludeniz.
Stateczki wypływające z Oludeniz nie mają pryszniców ze słodką wodą, a sól z wody morskiej już po kwadransie od wyjścia z wody tworzy na skórze nieprzyjemną skorupkę. Poza tym na stateczkach w Oludeniz jest spory tłok. W Fethyie oferta jest ciekawsza, a większość firm oferuje transfer z hotelu w cenie wycieczki.
Widoki naprawdę wspaniałe - powyżej wyspa - żółw.
Wybrzeże jest raczej skaliste i horyzont od strony lądu zamykają góry, ze szczytami powyżej 2500 mnpm.
Większość linii brzegowej jest trudno dostępna z lądu i dzięki temu zupełnie dzika, ale są też urokliwe miejsca, zabudowane w celach rekreacyjnych.
Woda jest krystalicznie czysta i ma piękny kolor - często można obserwować rybki z pokładu statku,
albo spotkać ośmiornicę
lub królika,
albo jacht o wdzięcznej, trochę swojsko brzmiącej, nazwie.
Wieczorami życie w Oludeniz przenosi się na prostopadły do morza bulwar - pełen, sklepów, restauracji, barów i biur podróży, zapraszających na lokalne wycieczki.
Bulwar mieni się wszystkimi kolorami, nie tylko tęczy.
cdn
Wspaniała wycieczka! Paralotnie to jest to! Muszę kiedyś spróbować :)
OdpowiedzUsuńwidac,ze udane wakacje a zdjecia cudowne
OdpowiedzUsuńWow ale bosko!!!!Aż mi się zachciało gdzieś pojechać!!!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeny jak pięknie!!!!! Zazdrościć tylko tych widoków!!!!!!!!!!!!!!! no i słońca, no i spotkania ciekawych ludzi! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarze.
UsuńTurcję polecam, choć standard hotelowy był w Oludeniz niski i pierwszego dnia byliśmy mocno rozczarowani. Jednak nie zepsuliśmy sobie urlopu narzekaniem - a byli w naszym hotelu goście "zawsze niezadowoleni", tylko tak zorganizowaliśmy czas, żeby jak najmniej korzystać pokoju, a jak najwięcej zobaczyć, o czym będzie w kolejnych postach.
Poznaliśmy bardzo miłych ludzi i serdecznie pozdrawiamy Agę i Ankę oraz Rafała i Magdę.
Ciekawe to co piszesz. Faktycznie najważniejsze: korzystać z tego co jest, nie marudzić.Wtdy zapamiętuje się tylko atrakcje, których jak widac mieliście wiele do wyboru.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
m.