Wśród pokazanych wczoraj włóczek brakowało jednej - merino lace w odcieniach czerwieni i różu. A oto i ona:
Tak prezentowała się jeszcze niedawno i to zdjęcie dobrze oddaje koloryt włóczki.
Merino lace od dawna budziła moje zainteresowani i w końcu się skusiłam. Rozpakowując paczkę rozczarowałam się - taki maleńki motek (50g) i cienizna, ale nie do końca równa, a może nawet poskręcana nie tak jak trzeba. Przewinęłam jednak na kłębek i wrzuciłam na druty 3,25 mm. Mając tylko 1 motek (około 300 metrów) nie zdecydowałam się na Annis, tylko coś mniejszego wg własnego pomysłu. I oto jest:
Szal to zbyt szumne określenie szalikochusta raczej. A merino lace zachwyciła mnie zupełnie, przede wszystkim dotykiem - miękka, do upojenia, można powiedzieć czuła i delikatna. A do tego kolory - patrzcie proszę tylko na zdjęcie z rozpoczęta robótką.
I jeszcze wydajność - zużyłam nie więcej niż 3/4 motka.
P.S. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze do wczorajszego posta :-)
Prześliczny kolor i świetny projekt:)
OdpowiedzUsuń