niedziela, 29 września 2013

Zaległości czyli zapinana kamizelka z fantazyjnym kołnierzem (kamizelka nr 1, sezon 2013/2014)

Jesienno-zimową porą kamizelka to dla mnie podstawa, lubię też omotać szyję. Jesienią (ubiegłego roku) postanowiłam połączyć jedno z drugim. Zamówiłam włóczkę Roxy - naprawdę grubą (55 m/50 g) na kamizelkę i włóczkę Dalzmazia na omotanie i wykończenie.
Dzianina z Roxy jest gruba i mięsista - korpus kamizelki zrobiłam w 1 kawałku, aby uniknąć grubych szwów. Całość robiłam od dołu w jednym kawałku, a potem podzieliłam na tył i dwa przody. Na podkrój dekoltu przerobiłam na każdym przodzie 7 razy po 2 oczka razem. 
Na ramionach zeszyłam otwarte oczka niewidocznym na gotowej kamizelce ściegiem dziewiarskim. 
Pachy wykończyłam 3 rzędami ściągacza z Dalmazii - oczka nabrałam wokół pach. 
Dekolt - nabrałam oczka wokół dekoltu i dodatkowo drugie tyle oczek pomiędzy przodami. Wszystkie te oczka przerabiałam ściągaczem 2 oczka prawe, 2 oczka lewe, na wysokość około 20 cm. Powstał z nich luźny kołnierz-golf, zwisający wzdłuż zapięcia. 
Na końcu - po prawie 10 miesiącach od zakończenia robótki na drutach - wszyłam suwak. To zawsze żmudna robota wymagająca rozłożenia pracy na dużym stole - spędziłam nad tym całe popołudnie. Po wszyciu suwaka nabrałam oczka wzdłuż suwaka, po lewej stronie kamizelki, i zrobiłam listwę zakrywającą taśmę suwaka - oddzielnie na każdej części przodu.
Na środku tyłu, u góry dekoltu, przyszyłam mały guzik - można na nim zapiąć luźną część kołnierza-golfu. Kołnierz grzeje wtedy mocno kark i wygląda tak:
Odpięty kołnierz-golf można omotać wokół szyi i kamizela wygląda tak:
Mam nadzieję, że jeszcze trochę tak ciepła kamizela nie będzie mi potrzebna. Cieszę się że jest gotowa, bo przez ostatnich kilka miesięcy straszyła mnie brakiem suwaka i wykończenia. Powrót do nieskończonych prac jest dla mnie zawsze trudny - mam już inne, nowe pomysły, które wydają mi się ciekawsze niż starsza dłubanina. Tym razem dokończyłam, choć wszywania suwaka nie lubię.

poniedziałek, 23 września 2013

Antracyt albo grafit - młodzieżowy sweter z raglanem (lanagold)

Niektóre dzieci nawet jak są już prawie dorosłe i nie rosną potrzebują nowych swetrów - stare już niemal w strzępach, pomimo napraw mankietów i ściągaczy.
Mój średni syn żyje intensywnie, a jego ubrania razem z nim.
Zamówiony wiosną, gotowy w sam raz na początek jesieni.
Ku mojemu zaskoczeniu naprawdę szybka robótka.
Tył i przód niemal jednakowe.
Tył bez podkroju szyi, przód z podkrojem zrobionym przy wykorzystaniu skróconych rzędów.
Całość 5 motków Lanagold, druty nr 3,75 - robię niezbyt ściśle, a sweter miał być "bez dziur". Zrobiony w 1 kawałku, od dołu, oddzielnie rękawy. Pod pachami połączyłam po 6 oczek korpusu i rękawa z każdego boku. Raglan - w co drugim rzędzie przerabiane 2 oczka razem przed i po oczku prowadzącym (w 4 miejscach na całym obwodzie ujmowane 8 oczek w jednym rzędzie).
Ścieg na 7 oczkach (opis dla przerabiania w okrążeniach): 
1 rząd: 2 oczka prawe, 3 oczka lewe, 2 oczka prawe
2 rząd: 3 oczka prawe, 1 oczko lewe, 3 oczka prawe
Powtarzać te 2 rzędy.
Oczko przerabiane we wszystkich rzędach jako lewe wykorzystałam jako oczko "prowadzące" w raglanie. Przerabiałam razem 3 i 2 oczko przed i po nim, dzięki czemu raglan nie kłóci się ze ściegiem na rękawach i korpusie.
Lanagold - tym razem spełniła wszystkie moje oczekiwania - szybka w robocie, niemal bez supełków w środku motków, przyjemna w dotyku. Dzianina zrobiona na drutach 3,75 ładnie się układa, jest sprężysta i elastyczna.

piątek, 20 września 2013

Turcja - cz. I rekreacja

Trzeci tydzień września ma się ku końcowi, a ja dopiero zaczynam opis sierpniowych wojaży. Wyjazd na południe zaplanowaliśmy jako rekreacją w pełnym słońcu - po ewentualnych wychłodzeniach na północy Europy, w czasie lipcowego wyjazdu. 
Wybraliśmy malowniczo położone Oludeniz - niewielką miejscowość wypoczynkową, szczególnie popularną wśród Brytyjczyków (lub jak mawiał pilot "wśród ludności angielskiej").  Na zdjęciu powyżej widoczna cała dolina, w które położonej jest Oludeniz.
Wszystkie hotele są tutaj niewielkie (maksymalnie 2 piętrowe) i cała zabudowa jest dość gęsta. Nasz hotel (przy owalnym basenie, położonym centralnie na zdjęciu powyżej) był tuż obok głównej ulicy - niestety nasze okna wychodziły na tę stronę, więc było dość głośno, szczególnie wieczorami, czasem aż do wczesnego ranka. W pokoju na szczęście spędzaliśmy mało czasu - był mały, ale tak podobno jest we wszystkich hotelach w Oludeniz, i niestety kiepsko sprzątany. Za to jedzenie pyszne i miła obsługa.
Oludeniz słynie z laguny - w sezonie bardzo zatłoczonej, czego nie widać na zdjęciu, bo zostało zrobione około dziewiątej, zanim plażę obsiądzie tłum. Płatna plaża na lagunie jest rzeczywiście bardzo przyjemna i ma dobre zaplecze - prysznice, przebieralnie i WC. Takie samo zaplecze ma bezpłatna plaża miejska - tu jednak bywają większe fale, bo plaża nie jest osłonięta.
Drugą chlubą Oludeniz są skoki w tandemie, na paralotniach - powyższe cztery zdjęcia zostały wykonane w czasie takiego skoku, przez Agę, i bardzo dziękuję za zgodę na ich umieszczenie na blogu.
Już pierwszego dnia przy śniadaniu towarzyszyły nam paralotnie i tak było codziennie.
Na plaży w pełnym słońcu.
Na deptaku podejścia do lądowania.
Ruch był ogromny i w zasadzie paralotniarze zajmowali cały deptak, podzielony na lądowiska poszczególnych biur organizujących skoki.
Podejścia do lądowania odbywały się bezpośrednio nad dachami i palmami.
A to wieczorny lot "równoległy" - dwie paralotnie widoczne po lewej trzymały się razem przez dłuższy czas.
Poza paralotniarstwem można w Oludeniz spróbować spadochroniarstwa za motorówką - chętnych było znacznie mniej, ale też wielu.
Na plaży miejskiej tradycyjnie ubrane Turczynki spotykaliśmy całkiem często. Ta Pani miała jako wierzchnią warstwę całkiem gruby płaszcz, a temperatura przekraczała 35 stopni w cieniu.
W czasie wycieczek statkiem widzieliśmy też takie obrazki - kobiety ubrane w specjalne kąpielowe ubrania od stóp do głów. Po kąpieli tradycyjnie ubrane Turczynki siedzą w tych mokrych i bardzo słonych ubrankach do końca dnia.
Jest też opcja kąpieli w ubraniu, takim samym jak można spotkać na ulicach.
Albo tak - starsze pokolenie na brzegu, a młodsze w wodzie.
Tak wygląda wewnętrzna część laguny. Widoczna po prawej stronie altanka to miejsce gdzie odbywają się śluby.
W naszym hotelu była grupa około 40 Brytyjczyków, którzy przybyli na ślub i wesele. Najwytrwalsi spędzili tu dwa tygodnie. Ślub i przyjęcie weselne odbyły się na szczęście na plaży - Brytyjczycy bawili się zawsze głośno i długo, nie zauważając innych gości.
Organizowanie tutaj ślubów jest chyba dość popularne bo lokalne pralnie mają w cenniku (po angielsku) pozycję "pranie sukni ślubnej" w cenie do 20 funtów.
Bardzo ciekawą ofertą są rekreacyjne rejsy wzdłuż wybrzeża - my wybraliśmy się na takie wycieczki dwukrotnie, ale z dojazdem do Fethyie, a nie bezpośrednio z Oludeniz. 
Stateczki wypływające z Oludeniz nie mają pryszniców ze słodką wodą, a sól z wody morskiej już po kwadransie od wyjścia z wody tworzy na skórze nieprzyjemną skorupkę. Poza tym na stateczkach w Oludeniz jest spory tłok. W Fethyie oferta jest ciekawsza, a większość firm oferuje transfer z hotelu w cenie wycieczki. 
Widoki naprawdę wspaniałe - powyżej wyspa - żółw.
Wybrzeże jest raczej skaliste i horyzont od strony lądu zamykają góry, ze szczytami powyżej 2500 mnpm.
Większość linii brzegowej jest trudno dostępna z lądu i dzięki temu zupełnie dzika, ale są też urokliwe miejsca, zabudowane w celach rekreacyjnych.
Woda jest krystalicznie czysta i ma piękny kolor - często można obserwować rybki z pokładu statku,


albo spotkać ośmiornicę
lub królika,
albo jacht o wdzięcznej, trochę swojsko brzmiącej, nazwie.
Wieczorami życie w Oludeniz przenosi się na prostopadły do morza bulwar - pełen, sklepów, restauracji, barów i biur podróży, zapraszających na lokalne wycieczki.
Bulwar mieni się wszystkimi kolorami, nie tylko tęczy.
cdn

piątek, 13 września 2013

Ideal(ne) tęcze - jedna z Norwegii

Szal-komin na dobre zawładnął moją wyobraźnią - po kilku wykonanych z jednobarwnych i cieniowanych włóczek dobrałam 7 kolorów włóczki Ideal (Berger de France) i zaczęłam. Lato było w pełni, a my ruszaliśmy na północ - robótka o szerokości ponad 200 oczek przerabianych ściegiem pończoszniczym była w sam raz na podróż.
Pierwszy szal skończyłam w Lillehamer - zeszyty, ale bez wykończonych frędzli czekał dwa miesiące na drugi. Na początku września dokończyłam drugi - węższy o 10 oczek, aby na pewno wystarczyło mi włóczki.
Układ kolorów jest w obu szalach identyczny - to paski w kolejnych kolorach - 4 rzędy kolor A, 1 rząd kolor B, 2 rzędy kolor A, 2 rzędy kolor B, 1 rząd kolor A, 4 rzędy kolor B, 1 rząd kolor C itd aż do koloru G (siódmego). Po 4 rzędach kolorem G wracamy do koloru A i potarzamy jeszcze raz paski we wszystkich kolorach.
Tak wygląda gotowa dzianina przed zeszyciem - początek i koniec na drutach, bo zaczęłam robótkę nabierając oczka metodą provisional cast on. Dzięki temu łatwo zeszyć oba brzegi. 
Szale mają dokładnie ten sam układ kolorów, ale w zależności od sposobu złożenia wyglądają zupełnie inaczej.
Można je nosić jako kominy - najlepiej po złożeniu wzdłuż na pół.
Dane techniczne i skrócony opis:

  • 7 motków Ideal na 1 szal, druty nr 6
  • nabrać 212 oczek 
  • przerabiać 6 o. ściegiem francuskim, 200 o. ściegiem pończoszniczym, 6 o. ściegiem francuskim - 139 rzędów w paski wg opisu powyżej
  • zeszyć ściegiem dziewiarskim, włóczką w kolorze wynikający z układu pasków środkowe 202 oczka,
  • frędzle - spruć 5 brzegowych oczek z każdego końca szala, powiązać frędzle z 4 nitek, rozciąć frędzle
  • zmoczyć szal i rozłożyć do wysuszenia, frędzle rozprostować,
  • wysuszone frędzle wyrównać

sobota, 7 września 2013

Prosto z Turcji

Było malowniczo,
trochę egzotycznie,
kolorowo
i naprawdę upalnie.
Relacja czeka na opracowanie, bo wrzesień pełen wrażeń rodzinnych, więc czasu deficyt.
Wdzianko udziergane niemal w całości w Turcji, wg dropsowego schematu
Włóczka z nad wyraz obfitych zapasów. 
Pomyślałam szary - będzie mi pasował do kwiatów na sukience, ale chyba nie mam. 
Przed zakupem poszukałam jednak  i znalazłam. 
Połączyłam dwie nitki: Safran (Drops) i Merinosilk 25 (Grignasco). 
Dopasowanie kolorystyczne idealne, cieniutka nitka Merinosilk daje delikatny połysk.
Wdzianko (bolerko, narzutka itp.) jest zrobione w jednym kawałku, 
ale zaczęłam od razu od części z ażurowym wzorem - inaczej niż w schemacie, 
a plisę ściegiem francuskim zrobiłam na koniec, na okrągło.
Szwy pod pachami mają po kilkanaście centymetrów, 
więc w zasadzie robótka bez szycia.
Zrobiłam próbkę i wg niej przeliczyłam liczbę oczek, 
ale i tak moje wdzianko jest szersze i dłuższe niż w oryginale.
Zamknęłam oczka niezbyt luźno i brzeg ładnie się układa, 
ale brzegi wdzianka się nie schodzą.
A to moje pierwsze filcowane ozdoby, 
wykonane na pikniku rozpoczynającym rok szkolny.
Bransoletkę międliłam prawie godzinę, bo była sporo za duża. 
Jest mocno zbita i ładnie trzyma kształt.
Naszyjnik (w zasadzie dred) robiłam znacznie krócej. 
W domu dodałam zapięcie i korale jako wisiorek.
Tęczowy koralik był próbką możliwości - ciekawy, 
ale kolory nie są zupełnie czyste - przy filcowaniu trochę się mieszają.
Bardzo mi się spodobało "międlenie", przepraszam - spilśnianie. 
Przejrzałam już ofertę wełny czesankowej, 
ale na razie nie daję się zauroczyć kolejnej dłubaninie.