To jeszcze nie Święta, ale już czas się do nich szykować. Inspiracją do wykonania tych gwiazdek jest projekt z ravelry, ale w mojej wersji bez szycia. Włóczka z zapasów - kremowa ze złotą nitką - gwiadki są masywne, ale to pierwsze podejście.
Z okazji urodzin najstarszego syna dostała prezent i ja - 2 motki wełny Worsted Emeral Blue wyprodukowanej przez Malabrigo. I póki co z części piewszego motka wykluł się naszyjnik, z funkcją grzania. Ma ponad 2 metry długości i można go owinąć wokół szyi od 2 do 4 razy - grzeje znakomicie.
I jeszcze Illusion - włóćzka, na którą od dawna miałam ochotę.
Kolejna kamizelka, wzór wg chusty Kiri. Na całość w rozmiarze 46 zużyłam nieco ponad 3 motki, druty nr 5,5. Robótka szybka, dlatego zaliczam ją do drobiazgów. Kamizelka grzeje jak trzeba, chociaż włóczka ma tylko 22% wełny.
Uzupełnia ją naszyjnik z tej samej włóczki, z drewnianymi koralami. Lubię takie proste naszyjniki, ale trudno znaleźć korale z dużym otworem - te mają otwór o średnicy 1 cm.
I jeszcze muzycznie - ostatni tydzień obfitował w atrakcje.
Tydzień temu poranek muzyczny dla dzieci w Teatrze Wielkim - o trąbkach i waltorniach. Ciekawy i udany, ale nie aż tak pasjonujący jak poprzedni, o instrumentach pekusyjnych.
W czwartek recital fortepianowy młodej ukraińskiej pianistki Anny Fedorovej, w Filhamonii Narodowej. Bardzo ciekawy repertuar i znakomite wykonanie. Publiczność była zachwycona (my też).
A wczoraj "Dziadek do orzechów i król myszy" w Teatrze Wielki. Znakomita muzyka, a do tego piękna inscenizacja i taniec. Całość świetna. Najmłodszy syn (5 lat) zaraz po wyjściu z teatru dopytywał się kiedy znów przyjdziemy na to przedstawienie, bo chciałby je znów zobaczyć.
niedziela, 27 listopada 2011
poniedziałek, 21 listopada 2011
Czerwień
Gdy tylko zobaczyłam, że Lace Drops będzie dostępna w czerwieni od razu wiedziałam, że muszę ją mieć. Czerwień zawsze lubiłam i ciągle do niej wracam.
Gdy włóczka do mnie dotarła nie miałam ochoty brać się za taką cieniznę. Poleżała, poczekała i pierwszy motek doczekał się realizacji.
Wzór też wpadł mi w oko latem, na stronach Dropsa. Oczywiście zrobiłam po swojemu: tylko 4 powtórzenia ażuru, a potem skrócone rzędy, podobnie jak w Annis. Druty nr 3, zużyłam 3/4 motka czyli około 600 metrów włóczki.
Zblokowało się znakomicie.
Rozmiary szala są pokaźne - długość niemal 2 metry, a szerokość w najszerszym miejscu około 45 cm.
Możliwości omotania na szyi i ramionach jest naprawdę wiele.
A miękkość i delikatność wełny z jedwabiem daje rewelacyjny efekt - szal jest zwiewny i szlachetny, a jednoczesnie zauważalnie ciepły.
Gdy włóczka do mnie dotarła nie miałam ochoty brać się za taką cieniznę. Poleżała, poczekała i pierwszy motek doczekał się realizacji.
Wzór też wpadł mi w oko latem, na stronach Dropsa. Oczywiście zrobiłam po swojemu: tylko 4 powtórzenia ażuru, a potem skrócone rzędy, podobnie jak w Annis. Druty nr 3, zużyłam 3/4 motka czyli około 600 metrów włóczki.
Rozmiary szala są pokaźne - długość niemal 2 metry, a szerokość w najszerszym miejscu około 45 cm.
Możliwości omotania na szyi i ramionach jest naprawdę wiele.
A miękkość i delikatność wełny z jedwabiem daje rewelacyjny efekt - szal jest zwiewny i szlachetny, a jednoczesnie zauważalnie ciepły.
sobota, 19 listopada 2011
Ślimakowy golf na zamówienie
Jeszcze z podróży do Wrocławia - nie miałam do tej pory czasu na zdjęcia.
Na wyraźne zamówienie najmłodszej pociechy golf ślimakowy. Dolna część wykonana tak jak czapka, góra ściegiem francuskim. Wszystko w jednym kawałku, bo nie lubię szyć dzianiny.
Wykorzystałam skrócone rzędy - 4 rzędy na całej wysokości, 2 tylko w dolnej części, 4 rzędy na całej wysokości, 2 tylko w dolnej części itd. Z efektu końcowego jestem super zadowolona, bo golf świetnie okrywa również ramiona.
Na wyraźne zamówienie najmłodszej pociechy golf ślimakowy. Dolna część wykonana tak jak czapka, góra ściegiem francuskim. Wszystko w jednym kawałku, bo nie lubię szyć dzianiny.
Wykorzystałam skrócone rzędy - 4 rzędy na całej wysokości, 2 tylko w dolnej części, 4 rzędy na całej wysokości, 2 tylko w dolnej części itd. Z efektu końcowego jestem super zadowolona, bo golf świetnie okrywa również ramiona.
poniedziałek, 14 listopada 2011
Weekend we Wrocławiu
Plan powstał kilka tygodni temu, ale okoliczności w międzyczasie nie były bardzo sprzyjające. Jednak udało się i spędziliśmy 3 dni we Wrocławiu, w bardzo miłej gościnie, za którą serdecznie dziękujemy. Na zdjęciu powyżej widok z katedralnej wieży.
Pogoda jak na listopad wspaniała - chłodno, ale słonecznie, a od soboty prawie bezwietrznie.
Starówka wrocławska w coraz większym rozkwicie, chociaż miasto jest bardzo rozkopane, co utrudnia komunikację. Wielkim plusem komunikacji miejskiej jest możliwość kupienia biletów w automacie w każdym tramwaju czy autobusie - płatność specjalną kartą albo kartą zbliżeniową.
Z okazji Święta Niepodległości odbyła się parada, z wojskową orkiestrą. Na zdjęciu powyżej konie w drodze na paradę.
Poza zwiedzaniem starówki najmłodsza latorośl zażyczyła sobie wizyty w ZOO i to był świetny pomysł. Przywitała nas żyrafa, a potem było jeszcze ciekawiej.
Wybieg dla niedźwiedzi, ktore można obserwować ze specjalnej kładki.
Słonie, traktowane bardzo serio, w świetnej komitywie z opiekunem, tu w czasie treningu.
I oko w oko z tygrysem - dwa tygrysy na wybiegu, którego ogrodzenie jest w dużej części przeszklone. Można niemal "pogłaskać" tygrysa przez szybę.
I jeszcze 3 (a właściwie 4) gracje czyli wizyta u zwierząt domowych, które można karmić specjalną karmą.
Poza tym Panorama Racławicka - jak zawsze budząca mój podziw. Powierzchnia tego płótna to 1800 m2 czyli więcej niż mój ogród, a zostało namalowane w ciągu 9 miesięcy!
I rzut oka na Ostrów Tumski i Wyspę Piaskową.
Zadziwiające, ale nawet w listopadzie pływają statki spacerowe.
Obejrzeliśmy też megawidowisko operowe w Hali Stulecia (Ludowej) - muzyka Aleksandra Borodina interesująca, szczególnie w drugiej części, bardzo ciekawa scenografia i kostiumy, ale muzycznie nie dorównuje wielu warszawskim spektaklom operowym. Poza tym w Hali było bardzo zimno i siedzieliśmy w kurtkach. A komfort, przy 3,5 godzinnym spektaklu ma znaczenie.
A to plakat, napotkany na jednej z wrocławskich uliczek. Ja dziergam głównie na rynek krajowy, choć są wyjątki, a Wy?
Pogoda jak na listopad wspaniała - chłodno, ale słonecznie, a od soboty prawie bezwietrznie.
Starówka wrocławska w coraz większym rozkwicie, chociaż miasto jest bardzo rozkopane, co utrudnia komunikację. Wielkim plusem komunikacji miejskiej jest możliwość kupienia biletów w automacie w każdym tramwaju czy autobusie - płatność specjalną kartą albo kartą zbliżeniową.
Z okazji Święta Niepodległości odbyła się parada, z wojskową orkiestrą. Na zdjęciu powyżej konie w drodze na paradę.
Poza zwiedzaniem starówki najmłodsza latorośl zażyczyła sobie wizyty w ZOO i to był świetny pomysł. Przywitała nas żyrafa, a potem było jeszcze ciekawiej.
Wybieg dla niedźwiedzi, ktore można obserwować ze specjalnej kładki.
Słonie, traktowane bardzo serio, w świetnej komitywie z opiekunem, tu w czasie treningu.
I oko w oko z tygrysem - dwa tygrysy na wybiegu, którego ogrodzenie jest w dużej części przeszklone. Można niemal "pogłaskać" tygrysa przez szybę.
I jeszcze 3 (a właściwie 4) gracje czyli wizyta u zwierząt domowych, które można karmić specjalną karmą.
Poza tym Panorama Racławicka - jak zawsze budząca mój podziw. Powierzchnia tego płótna to 1800 m2 czyli więcej niż mój ogród, a zostało namalowane w ciągu 9 miesięcy!
I rzut oka na Ostrów Tumski i Wyspę Piaskową.
Zadziwiające, ale nawet w listopadzie pływają statki spacerowe.
Obejrzeliśmy też megawidowisko operowe w Hali Stulecia (Ludowej) - muzyka Aleksandra Borodina interesująca, szczególnie w drugiej części, bardzo ciekawa scenografia i kostiumy, ale muzycznie nie dorównuje wielu warszawskim spektaklom operowym. Poza tym w Hali było bardzo zimno i siedzieliśmy w kurtkach. A komfort, przy 3,5 godzinnym spektaklu ma znaczenie.
A to plakat, napotkany na jednej z wrocławskich uliczek. Ja dziergam głównie na rynek krajowy, choć są wyjątki, a Wy?
środa, 9 listopada 2011
Ślimak po francusku
I znów czapka. Tym razem w fiolecie. Kilka lat temu dostałam pod choinkę kilka motków włóczki w odcieniach fioletu. Zrobiłam z niej chustę i cienką czapkę. Z reszty miała być druga, cieplejsza czapka - z tego co wtedy zrobiłam nie byłam zadowolona, sprułam i odłożyłam włóczkę. Zabierałam się za nią już kilkakrotnie, ale bez przekonania i w końcu jest :)
Nazwałam ją ślimak po francusku, bo jest zrobiona inaczej niż poprzednie. Na wywiniętej części widać, że robiłam 3 rzędy oczek lewych i 1 oczek prawych. Dlatego prawa i lewa strona czapki są różne, ale czapka nadal jest dwustronna.
I znów Annis - tym razem to debiut Filsilka - mieszanki wełny merino i jedwabiu. Świetna włóczka i w robocie i w blokowaniu. Z pięknym połyskiem, anakomita na dzianiny na specjalne okazje. Na pełnowymiarowy Annis (bez guzków) zużyłam około 7 dkg, druty nr 4.
I na koniec pierwsza próbka dwustronnej dzianiny. Z wielkim podziekowaniem dla Doroty, za zachętę i przesłany minikurs.
To wcale nie jest takie trudne jak się na początku wydaje. Muszę jeszcze popracować nad detalami wykończeniowymi, bo w planie dziecięcy kocyk.
Nazwałam ją ślimak po francusku, bo jest zrobiona inaczej niż poprzednie. Na wywiniętej części widać, że robiłam 3 rzędy oczek lewych i 1 oczek prawych. Dlatego prawa i lewa strona czapki są różne, ale czapka nadal jest dwustronna.
I znów Annis - tym razem to debiut Filsilka - mieszanki wełny merino i jedwabiu. Świetna włóczka i w robocie i w blokowaniu. Z pięknym połyskiem, anakomita na dzianiny na specjalne okazje. Na pełnowymiarowy Annis (bez guzków) zużyłam około 7 dkg, druty nr 4.
I na koniec pierwsza próbka dwustronnej dzianiny. Z wielkim podziekowaniem dla Doroty, za zachętę i przesłany minikurs.
To wcale nie jest takie trudne jak się na początku wydaje. Muszę jeszcze popracować nad detalami wykończeniowymi, bo w planie dziecięcy kocyk.
niedziela, 6 listopada 2011
Drobiazgi
Bardzo dziękuję za komentarze do ostatnich postów i wszystkie maile.
Dziś mam do pokazania trzy niewielkie chusty.
Po pierwsze znany i lubiany Annis, z broszką. Włóczka Lana Grossa, 1 motek 100g/420 m, druty nr 4. Jak zwykle pominęłam wykonanie ozdobnych guzków - na tej włóczce i tak byłyby niewidoczne, a poza tym zepsułyby mi przyjemność robienia tego szala.
Po drugie nieduża chusta wg Dropsa. Miałam ochotę ją zrobić już od pewnego czasu. W robocie trochę monotonna. Włóczka Superlana Classic - ostatni motek z zapasów i ciut z przedostatniego, druty nr 3,75. Włóczki nie starczyło na szydełkowe wykończenie, ale i tak nie miałam w planie ozdobnych chwostów, więc obrobiłam całość cieniutką Alpaką, w pasującym odcieniu beżu. Końce są bardzo długaśne i dlatego następną zrobiłam trochę inaczej.
Dodawałam oczka szybciej - 2 oczka co 6 rzędów, a poza tym zrobiłam oddzielnie 2 symetryczne części i zeszyłam je ściegiem dziewiarskim po środku tyłu. Aby ograniczyć zwijanie się brzegów 3 brzegowe oczka z każdej strony pzerabiałam ściegiem francuskim. Tym razem włóczka Magic Fine - oczywiście też zapasów - niecały jeden motek, druty nr 3,75.
I jeszcze muzycznie - dziś byliśmy w Teatrze Wielki na poranku muzycznym - "Magiczny świat instrumentów perkusyjnych" i naprawdę było magicznie - ciekawie dobrany repertuar i świetne wykonanie. Nie tylko dzieci, ale i dorośli dobrze się bawili, a muzycy też sprawiali wrażenia zadowolonych. Na YouTube znalazłam najzabawniejszy z usłyszanych dziś utworów - w innej, ale równie zbawnej, interpretacji. Zatem zapraszam na Eine kleine Tischmusik.
Etykiety:
Annis,
chusta,
druty,
Magic Fine,
muzyka,
Super Lana,
szalik
Subskrybuj:
Posty (Atom)