niedziela, 14 lipca 2013

Z Afryki (cz.VII - Fez)

Niepowtarzalny, królewski, wyjątkowy, średniowieczny aż po dzień dzisiejszy. Fez to przede wszystkim ogromna średniowieczna medina (z IX w.), otoczona 15-kilometrowymi murami, obecnie zamieszkiwana przez ponad 300.000 mieszkańców. A poza murami mieszka jeszcze ponad dwa razy więcej ludzi. 
Jedna z 14 bram prowadzących do mediny - w tej części miasta naprawdę łatwo się zgubić, a przewodnicy po starówce są rekrutowani tylko z jej mieszkańców. Ciasnotę na uliczkach mediny - często zadaszonych lub biegnących przez parter budynków - naprawdę trudno sobie wyobrazić. 
Uliczki są tak wąskie, że naprawdę trzeba uważać kto nadchodzi - cały transport odbywa się na grzbietach osłów i mułów, które idą do przodu na nic nie zważając. 
A że obciążenie miewają spore nie warto ryzykować bliskiego spotkania - lepiej schować się w bramie lub którymś ze sklepików czy lokalnych warsztatów rzemieślniczych. Fez od wieków jest bowiem miastem rzemiosła i handlu.
Wyroby metalowe - tu ozdobne talerze - wyrabiane ręcznie po dziś dzień. Rzemieślnik nie korzysta  z żadnego schematu - wybija motyw po motywie niewielkim dłutkiem i młotkiem.
Czas wykonania dużego talerza liczy się w tygodniach.
Podobną techniką wykonuje się marmurowe tabliczki, w ulicznym warsztacie. Co jest na nich napisano niestety nie wiem.
A tu znane, ale przecież inne, zdzierane kalendarze. To zupełnie zaskakujące jak obce mogą być przedmioty opisane niezrozumiałym alfabetem. Rozpoznanie co to jest zajęło mi dłuższą chwilę.
Fez słynie od tysiąca lat z wyrobów skórzanych. Na terenie mediny znajdują się tradycyjne garbarnie i farbiarnie, gdzie nadal wyprawia się skóry przy pomocy gołębich odchodów - odór trudny do opisania. Każdy zwiedzający otrzymuje gałązkę świeżej mięty jako osłonę, ale łagodzi to zapach w niewielkim stopniu. 
Farbowanie odbywa się również przy użyciu tradycyjnych, naturalnych barwników. Skóry są barwione w całości, a nie tylko malowane. Podobno uzyskane w ten sposób kolory są wyjątkowo trwałe i odporne na odbarwienia.
Wyroby skórzane w tych tradycyjnych warsztatach są wyjątkowo lekkie i naprawdę różnorodne np. torebki w 30 kolorach, ale ceny są niebotyczne i nawet targowanie niewiele pomaga.
Fez to także tkaniny i odzież - tu sklep z damską odzieżą na specjalne okazje.
W czasie tradycyjnego wesela panna młoda przebiera się nawet siedem razy - a zatem strojów potrzeba naprawdę wiele.
Na terenie mediny znajdowała się dzielnica żydowska - dziś można odnaleźć żydowskie domy (z balkonami) i odrestaurowaną synagogę.
Synagoga jest udostępniona turystom i można ją zwiedzać.
A nawet zobaczyć zwoje Tory - normalnie zamknięte, tu widoczne na naszą prośbę.
I rzut oka wprost z ulicy do mauzoleum, istniejącego w niezmienionym kształcie już od dobrych kilku wieków. W medinie wszystko jest właściwie na ulicy lub oddzielone od niej tylko progiem.
Wyjątkiem są, skrzętnie ukryte przed wzrokiem ciekawskich, za zwykłymi drzwiami jak do każdego domu, riady czyli zamożne domy z pięknymi patiami i ogrodami, stanowiące ogromny kontrast z resztą tej dzielnicy.
Przez wieki źródłem wody na terenie mediny były fontanny - takie jak na zdjęciu powyżej - pięknie zdobione mozaikami i płaskorzeźbami.
I jeszcze jeden detal z otoczenia fontanny.
Fez to również pałac królewski, z wrotami wykonanymi przez lokalnych rzemieślników, jako prezent z okazji koronacji dla Mohammeda VI. 
Wrota są naprawdę pięknie zdobione i monumentalne. Otwiera się je tylko przy specjalnych okazjach - do tej pory (przez kilkanaście lat) były otwarte mniej niż 10 razy.
I zawsze budzące mój niekłamany zachwyt - mozaiki. Tu wyjątkowo bogate i misterne.
I bardziej kolorowe niż zazwyczaj. 
To w końcu pałac królewski i to w mieście, z którego pochodzi żona obecnego monarchy.
A to mozaika w wersji ekonomicznej - na dużych kaflach, przy wejściu do sklepiku na terenie mediny.
Wieczorem odwiedziliśmy jeden z zamożnych fezkich domów, obecnie zamieniony w restaurację regionalną. Wejście do budynku zupełnie niepozorne, ale bogactwo zdobień we wnętrzu oszałamiające. 

Sufity z drewna cedrowego.
Stiuki wykonane z gipsu, gdzieniegdzie wzbogacone podświetlanymi witrażami.
Zjedliśmy tu regionalną kolację, składającą się z:
wyboru przystawek - w zasadzie warzywnych z mięsnym akcentem w postaci niedużego szaszłyka wołowego (chyba);

tadżinu z jagnięciny z suszonymi śliwkami, prażonymi migdałami i sezamem;
owoców i ciasteczek na deser.
Kuchnia marokańska jest prosta, ale bardzo smaczna i ciekawie przyprawiona. 
Potrawy są w większości pieczone, 
ale w zamkniętych, glinianych tadżinach - dzięki temu są miękkie i soczyste.
Wieczorne niebo nad Fezem
i zupełnie europejskie neony nocą.
Fontanny są na wielu rondach, ale niewiele z nich jest zasilone wodą.

5 komentarzy:

  1. Wspaniale potrafisz pokazać piękno tego co zwiedzasz. Podróż moich marzeń .Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna i wyczerpująca fotorelacja. Zazdroszczę, zazdroszczę, zazdroszczę wrażeń. Serdecznie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj dopiero, spokojnie i bez pospiechu przeczytałam i obejrzałam Twoją relację z marokańskiej podróży. Ciekawy dla nas Europejczyków i bardzo oryginalny kraj. Pokazujesz piękne fotografie, prezentujesz ciekawostki. Jako fanka Twych podróży - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała wycieczka:))W Niemczech poznałam pewną młodą osiemnastoletnią dziewczynę z Maroka,świeżo po slubie i ona opowiadała nam jak to u nich wygląda.Wesele odbywało się pod ogromnymi namiotami,gości było zdaje się ze 300,trwało chyba z tydzień i ona miała właśnie 7 sukni,przepięknych-pokazywała zdjęcia,wyglądała jak królowa:))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.