Robótkowo posuwam się powoli, bo świąteczne potrawy są czasochłonne.
Przy porannych zakupach na sobotnim targu zapachniała mi kiszona kapusta i pomyślałam o bigosie. Zajął mi sporą część przedpołudnia, ale teraz już dojrzewa i zapowiada się całkiem ciekawie. Do kapusty dodałam 4 gatunki mięsa oraz boczek, grzyby, suszone śliwki i sporo czerwonego wina.
Poza tym bakalie na keks pokrojone - wielka micha (coś koło 5 litrów), więc i keksa będzie pokaźna porcja. Dla mnie to, obok makowca, obowiązkowe ciasto na święta. Jako dziecko, rankiem pierwszego dnia świąt przynosiłam sobie ciasta na talerzyku do łóżka i pogrążałam w lekturze. O śniadaniu nie było mowy, a każdy z domowników z przyjemnością zgłębiał otrzymane poprzedniego wieczora książki.
A zima za oknem jak wymarzona na święta. Mróz dość srogi, ale słońce przyjemnie rozjaśniło grudniowy mrok. Spacerowo nie jest łatwo, ale trasy w lesie już nieco przetarte, a na niektórych ślady nart biegowych. Krajobraz pod pierzynką ze świeżego śniegu jest znacznie łagodniejszy niż zwykle - do czasu aż jakieś drzewo czy krzak otrząśnie się ze śniegu prosto za kołnierz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarz.